Wywiad ukaże się w 6 numerze „Zgrupowania Radosław” – pisma Grupy Historycznej Zgrupowanie „Radosław”.
Patrzę w przyszłość z dyskretnym optymizmem
Ze Stanisławem Oleksiakiem, prezesem Zarządu Głównego Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej, rozmawia Jarosław Wróblewski
Co to znaczy dla pana etos Armii Krajowej?
Etos Armii Krajowej to cały system wartości, które były dla nas, jako młodych ludzi przed dziesiątkami laty, katechizmem postępowania. Katechizmem naszych działań na rzecz Ojczyzny zagrożonej w swoim bycie. Katechizmem służby. Ten system wartości to wierność Ojczyźnie. Polska to dla nas Matka i sprawa najważniejsza. Polska to dla nas dzieło, które całe pokolenia Polaków budowało w trudzie i znoju, ponosząc ogromne ofiary, choćby Sybiru. One świadczyły o tym, że dla Ojczyzny, dla jej trwania trzeba ponosić trud i być gotowym złożyć ofiarę najwyższą – oddać życie.
Takim opisem odpowiadam nie encyklopedycznie, ale ideowo, co to jest etos Armii Krajowej, etos Polski Podziemnej. Ten katechizm nas zobowiązywał do służby wtedy, kiedy Ojczyzna była zagrożona i teraz, nadal do końca dni naszych. To zobowiązanie, podjęte kiedyś, jest aktualne dla każdego żołnierza Armii Krajowej, działacza Polski Podziemnej - do końca naszych dni.
Jak ten etos Armii Krajowej dzisiaj skutecznie kontynuować przez młodych?
Przyjęliśmy prostą i oczywistą formułę – skoro jest to przekaz, to jego narzędziem są młodsze pokolenia. To są pokolenia, które żyją w wolnej Polsce i czerpią wiedzę o czynie niepodległościowym w szkole, oby najskuteczniej i najmądrzej (choć mamy pewne wątpliwości co do realizacji tego zamiaru). To są pokolenia, które czerpią taką wiedzę również z domu rodzinnego, a także w procesach wychowawczych w wielu organizacjach młodzieżowych. Niezwykle istotny jest również Kościół, który był zawsze ośrodkiem patriotycznym i dawał przykłady. Można powiedzieć, że był przywódcą tych wszystkich ruchów, które nie walczyły z bronią w ręku, ale dla których wolność Polski była sprawą podstawową. To był nie tylko kardynał Wyszyński, ale także wielu jego poprzedników, choćby arcybiskup Feliński.
Takich przykładów zaangażowania Kościoła można szukać głęboko w przeszłości, kiedy narodowość polska się kształtowała. Kościół współbudował Polskę. Ten etos Armii Krajowej i Polskiego Państwa Podziemnego to etos, któremu służono również przed wiekami, od momentu, kiedy słowo „Polska” stało się wiążące dla jej obywateli.
Jak, pana zdaniem, realizować tę spuściznę dziś w praktyce? Czy Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej ma taki plan?
Formą organizacyjną przyjętą przez nas - użyję tutaj pojęcia statutowego - jest instytucja członków nadzwyczajnych. Członkiem zwyczajnym naszego związku jest AK-owiec, żołnierz, weteran lub członek organizacji wojskowych, które współdziałały w ramach struktur Polskiego Państwa Podziemnego, które na mocy decyzji Naczelnego Wodza wchodziły w skład Armii Krajowej. Tymi pokoleniami, które tę funkcję służby Ojczyźnie kontynuują, jest młodzież, nasi członkowie nadzwyczajni. Oni z czasem przejmą stery i naszą rolę. To wymaga pewnych zmian w naszym statucie, co jest oczywiste. Nie weteran, ale młody człowiek, który nie doznał trudów i upokorzeń wojny; człowiek, który chce Ojczynie służyć i wytyczne w swoim życiu czerpie z historii. To on zastąpi nas – każdego żołnierza i weterana. Nasz Zjazd, który obradował w marcu br. przyjął program kontynuacji, aby z czasem, kiedy nas już nie będzie - funkcjonować już jako organizacja społeczna. To jest generalny kierunek. Ci nasi członkowie nadzwyczajni, a z czasem zwyczajni, będą kontynuować nasze dzieło i ustalą sobie nową nazwę związku, nawiązującą do istoty służby. To będzie dzieło służące umacnianiu polskiej tożsamości. Polak nie może nie być w pełni Polakiem, jeśli nie jest do tego przygotowywany. Mamy w tym dziele nasz skromny udział. Jesteśmy dumni, że po wielu latach debaty nad tym, co ze związkiem, co z przyszłością – doprowadziliśmy do sformułowania tego programu, że nadajemy mu konkretną treść. To nie jest zadanie łatwe. Wielu niewiele o nas wie, ale może z tego tekstu będą mogli poznać fragment historii ojczystej i niech przejmą od nas buławę żołnierską, rycerską. Niech służą jak najlepiej.
Czy, pana zdaniem, nasza Grupa Historyczna Zgrupowanie „Radosław”, która uczy w szkołach o Powstaniu Warszawskim, uczestniczy w wielu przedsięwzięciach i uroczystościach kombatanckich, przygotowuje inscenizacje historyczne, jest na wielu płaszczyznach dosyć dynamiczna w działaniu, mieści się w tych założeniach?
Tak. To jest ta forma, która także poprzez obraz i słowo, jest obrazem przeszłości. To ma się gruntować w wyobraźni młodego człowieka. Widzę to podczas upamiętniania rocznicy Powstania Warszawskiego, widzę ten niezwykły entuzjazm i zaangażowanie grup rekonstrukcyjnych i to mnie napawa nadzieją, że nasz zamysł kontynuacji jest sensowny i znajduje wyraz. Teraz, gdy świat jest mały, nie ma może wojen, ale jest zagrożenie dla tożsamości narodowej. Z uporem do tego wracam. Tej tożsamości narodowej mamy obowiązek strzec, mówić o niej.
Szkoła wypełnia to zadanie?
W moim przekonaniu, znakomitą formą do realizowania tego celu jest szkoła. W szkołach, póki można, powinni się prezentować weterani Armii Krajowej. Powinien być ten gest ze strony nauczycieli w kierunku weteranów. Nauczyciel, który ma obowiązek młodego człowieka przygotować do życia w społeczności, powinien, kształtując jego pełną osobowość w zakresie historycznym, w tej ciągłości służby Ojczyźnie także prezentować ideę i żywych ludzi. To już ostatni dzwonek. Samo nawet pokazanie się młodym ludziom jest aktem budowania pamięci historycznej. Taki żołnierz, nawet 90-letni, zostaje w pamięci młodego pokolenia z całym swoim dorobkiem, z odznaczeniami, z dowodami oddawania Ojczyźnie swojej krwi. To nie jest banał, ale świadczy o ofiarności na każdym etapie życia społecznego. Przyjdzie moment, kiedy rzeczywiście nie przenośnia, ale stan faktyczny będzie zbliżał młodych ludzi, aby stanąć w szeregu, w ordynku i bronić Ojczyzny. Nie licząc się ze skutkami, bo najważniejsza jest Polska.
Patrzy pan w przyszłość z optymizmem czy niepokojem?
Byłbym nieszczery, gdybym powiedział, że z pełnym optymizmem. Z dyskretnym raczej, ale absolutnie bez niepokoju. Dlaczego patrzę z dyskretnym optymizmem? Z niedobrych doświadczeń budowania w świadomości młodych pokoleń jednej Europy. Jestem zwolennikiem twierdzenia de Gaulle’a, że Europa jest Europą Ojczyzn. I żeby ta idea się rozwijała, trzeba ją młodym wpajać. Na tym opieram swój optymizm, że w końcu to zrozumiemy. Do końca i wszyscy. Ministerstwo Edukacji Narodowej również. Bowiem historia niektórych krajów, które w okresie między wojnami I i II usiłowały budować społeczeństwo beznarodowe, bez poczucia przynależności, ciągłości historycznej swoich dziejów – rozpadły się przy pierwszym podmuchu historii.
Jak wygląda dziś stan liczebny Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej?
Kiedy powstał związek, to złożyło do niego akces 80 tys. osób. Dziś żyje jeszcze 12-14 tys. z nich. Nadzwyczajnych członków jest ok. 5 tys. We władzach, w prezydium Zarządy Głównego na 12 osób już 6 jest z młodszego pokolenia, a jeden z nich został nawet wiceprezesem.
Czy nie uważa pan, że głos kombatantów z AK-owską przeszłością słabo przebija się do opinii społecznej? Nie jest słyszalny jako głos sumienia narodu, nie jest opiniotwórczy, a wręcz marginalizowany?
To budzi też i nasze niepokoje. To sprawia, że nie jesteśmy zadowoleni. Gdy jest rocznica Powstania Warszawskiego, to jest szereg przypomnień i bardzo dobrze, ale to za mało. Pamiętać należy, że od 27 września 1939 r. działały na obszarze Rzeczpospolitej, pod obiema okupacjami, struktury Polskiego Państwa Podziemnego. Przypomnieliśmy o nim dopiero w latach 90., budując ten wzniosły pomnik obok Sejmu. To otworzyło oczy wielu ludziom. Ojciec Święty Jan Paweł II go poświęcił. Przybliżanie szerzej tej pamięci jest bardzo istotne.
My sami dysponujemy ograniczonymi bardzo możliwościami. Na działania z niezbędnym rozmachem trzeba i ludzi i środków. A my słabniemy, a środków nie staje. Stąd nadzieja nasza w programie „Kontynuacja”.